Marka Himalaya podbija polski rynek, zdobywając coraz więcej pozytywnych opinii. Cena robi wrażenie, ale jak to się ma do skuteczności? Nadszedł czas na sprawdzenie ile prawdy jest w plotkach.
O marce Himalaya zrobiło się głośno dość niedawno. Produkty w bardzo przystępnych cenach i z dość dobrym składem uśmiechają się do klientek z drogeryjnych półek. Mnie również skusiły, dlatego zdecydowałam się na test trzech kosmetyków tej firmy: odżywczego kremu do twarzy i ciała Himalaya Nourishing Skin Cream, morelowego peelingu do twarzy Himalaya Gentle Exfoliating Apricot Scrub oraz maseczki z miodli indyjskiej do twarz Himalaya Purifying Neem Mask.
Himalaya Nourishing Skin Cream
Krem, który jest do wszystkiego, zazwyczaj jest do niczego. A właśnie ten jest do twarzy i ciała, a te dość lakoniczne określenie zbiło mnie nieco z tropu, ale postanowiłam potraktować je bardzo dosłownie i zastosować krem niemal wszędzie. Poczynając od twarzy, na stopach kończąc. Po otworzeniu dość oczywistego opakowania, które ani nie zdobi, ani nie szpeci łazienki, poczułam ten niesamowity zapach i zakochałam się od pierwszego pociągnięcia nosem. Trudno jest ten zapach opisać, jest bardzo świeży i delikatny, a dodatkowo pozostaje przez długi czas na skórze! Konsystencja kremu jest dość gęsta, ale szybko się wchłania i nie trzeba dużo go aplikować, aby uzyskać zamierzone efekty. Szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy na skórze. Za to skóra po aplikacji jest bardzo nawilżona, zmatowiona i przyjemna w dotyku. Na pewno jest to bardzo dobry krem tuż po kąpieli słonecznej, ponieważ może ukoić podrażnioną skórę. Obawiam się, że przy codziennym stosowaniu na twarz u mnie nie sprawdziłby się ze względu na parafinę na drugim miejscu w składzie. Przy cerze tłustej to połączenie mogłoby okazać się zabójcze i zapchać pory. Natomiast przy reszcie ciała sprawdził się bardzo dobrze, za tę cenę naprawdę warto!
Cena: około 5zł.
Himalaya Gentle Exfoliating Apricot Scrub
Tubka peelingu jest zrobiona z dość miękkiego plastiku, dzięki czemu nie ma trudności z jego wydobyciem i nałożeniem na twarz. Mnie zachwycił zapach produktu, bardzo letni i owocowy, aż ma się ochotę go zjeść! Drobinki pestek z moreli bardzo dobrze sprawują się w roli peelingującej, dzięki czemu oczyszczają zatkane pory w sposób delikatny. Produkt na pewno jest delikatny, ale czy nadaje się do cery wrażliwej…? Raczej nie. Mimo wszystko zapewnia dość mocno ścieranie naskórka, co może się nie polubić z wrażliwcami. Po bardzo delikatnym masażu i zmyciu preparatu poczułam zdecydowane odświeżenie, a skóra w dotyku była bardzo gładka, a nawet nawilżona! Na ten efekt na pewno miał wpływ olej z kiełków pszenicy, który znajduje się w składzie specyfiku. Podsumowując jest to naprawdę bardzo dobry produkt, spełniający swoją funkcję, przygotowując skórę do dalszej pielęgnacji.
Cena: około 14zł.
Himalaya Purifying Neem Mask
Opakowanie typowe dla wszelakich maseczek do twarzy sprzyjało wydobyciu kosmetyku z tubki i zaaplikowaniu go na twarzy. Konsystencja bardzo przypadła mi go gustu, ponieważ nie jest ani zbyt leista, ani gęsta, więc bardzo dobrze rozprowadza się na twarzy i nie spływa z niej. Kolor zgniłej zieleni nie przynosi dobrych skojarzeń, a po spojrzeniu w lustro możemy nieco się przestraszyć, natomiast sam zapach jest bardzo intensywny, bardzo orientalny, a nawet indyjski i nie każdemu może się spodobać. A musimy go znosić przez około 10 minut, dla niektórych może się to okazać nie lada wyczynem! Przechodząc do efektów, muszę stwierdzić, że po zmyciu produktu, byłam pozytywnie zaskoczona. Cera była skutecznie oczyszczona, pory zwężone, a zaczerwienienia zdecydowanie przygaszone. Skóra w dotyku była bardzo gładka i nawilżona. Ten kosmetyk użyłam pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni!
Test produktów marki Himalaya okazał się strzałem w dziesiątkę. Niemal wszystkie pogłoski na temat ich właściwości się sprawdziły, dlatego na pewno wrócę do tych kosmetyków z przyjemnością.