Koreańska pielęgnacja – hit ostatnich miesięcy! A na BeautyBag.pl ciąg dalszy testów koreańskich kosmetyków. Dziś sprawdzamy działanie masek w płachcie Animal Mask SKIN79. Testują nasze redaktorki: Agnieszka i Basia.
BASIA:
Koreańskie, zwierzęce maseczki SKIN79 w płacie to nie tylko doznanie pielęgnacyjne ale także niezła zabawa. Już samo opakowanie jest nietypowe i poprawia humor. Maski w płacie to zazwyczaj 20 minutowe siedzenie po aplikacji niczym zabandażowana mumia. SKIN79 zadbał abyśmy czuły się dobrze, bo postanowił maskę ozdobić kolorowym printem kota i pandy.
Angry Cat to ZŁY KOT ale silnie kojący i nawilżający. Maska ma zapewne poskromić niedoskonałości i zmęczenie dlatego zawiera dużą dawkę aloesu i drzewa herbacianego. Dodatkowo płat posiada ekstrakt z kwiatu lotosu, który przyspiesza gojenie. Co ważne produkt wolny jest od parabenów, pochodnych formaldehydu i ftalanów dlatego nada się do cery alergicznej i skłonnej do podrażnień.
Maseczka łatwo się nakłada i dobrze przywiera do twarzy. Można z nią śmiało chodzić w pozycji pionowej. Już sama aplikacja jest ciekawym wyzwaniem bo koncentrujemy się aby dobrze rozmieścić nie tylko płat ale także uszy, wąsy i oczodoły kotka.
Jeśli chodzi o działanie i efekty, nie zauważyłam spektakularnych rezultatów. Używałam już koreańskich maseczek z kolagenem i śluzem ślimaka, gdzie po zdjęciu rzeczywiście było WOW. Doceniam jednak efekt kojący, zauważyłam że skóra się ujednoliciła a także zyskała zdrowszy blask. Polecam jako zabieg przed wyjściem pod makijaż dzienny bo Angry Cat wyraźnie sprawia, że wygląda się na bardziej wypoczętą. Po około godzinie, po całkowitym wchłonięciu preparatu, śmiało mogłam aplikować na twarz krem i podkład. Mogą występować jednak efekty uboczne. W niektórych przypadkach zastosowania maska zamieni nas w…. Kobietę-Kota ;))
AGNIESZKA:
Opakowanie maski przykuwa wzrok – zawsze zwracam na to uwagę. Im bardziej kolorowe i gadżeciarskie, tym lepiej. Panda na różowym tle? Jak dla mnie strzał w dziesiątkę.
Print pandy na płachcie absolutnie mnie zaskoczył i rozbawił. Nie miałam wcześniej do czynienia z produktami z tej serii i nie wiedziałam, że tak będzie wyglądać :). Sama maska jest mocno nasączona produktem, pachnie przyjemnie, delikatnie.
Sama aplikacja maski to… niezły ubaw. Wrażenia pozytywne, nie miałam trudności z nałożeniem maski, maska dobrze trzyma się twarzy, a po aplikacji… co chwilę zerkałam w lustro ;).
Po zdjęciu płachty z twarzy wklepałam w buzię resztę produktu. Z nałożeniem makijażu musiałam się nieco wstrzymać – żel wchłaniał się dosyć długo.
Zdaniem producenta maska ma działanie wybielające. Spektakularnego efektu nie zauważyłam, natomiast faktycznie, zaczerwienienia na policzkach, z którymi zmagam się od jakiegoś czasu, zostały delikatnie rozjaśnione, koloryt skóry twarzy wyrównany. Plus ode mnie za skład bez parabenów, pochodnych formaldehydu i ftalanów, za to z witaminą B. Maska CZARNA PANDA to według mnie fajny gadżet, świetna zabawa i efekt ukojenia dla skóry, natomiast spokojnie mogłabym bez niej żyć ;).
Zakochałam się w zwierzęcych maseczkach od pierwszego wejrzenia! Mam i stosuję tak często, jak tylko mogę, a moja skóra jest mi za to bardzo wdzięczna. Moja ulubiona to właśnie wybielająca panda, chociaż wszystkie są przeurocze. Nie ukrywam, że do zakupu pierwszej maseczki skłoniła mnie właśnie nazwa SKIN79, co to może oznaczać? Sama jestem rocznikiem siedemdziesiątym dziewiątym, więc uznałam, że to musi być przeznaczenie. I rzeczywiście, ja i te maseczki jesteśmy sobie przeznaczone i nie rozstajemy się ani na moment.